Archiwum 19 lipca 2008


Dom mojej matki 1
19 lipca 2008, 20:27

Moja matka była starą i brzydką kobietą. Nie mógłbym nawet silić się na opisanie jej twarzy;
zdaję sobie sprawę, że twarz ta nie zachowała nic ze swojej prawdy: tak dzieje się często z
ludźmi bardzo schorowanymi i zniszczonymi przez przeżycia ponad skromne ich siły.
Patrzyłem, jak gasła moja matka. Były to jedyne chwile mego życia, kiedy czułem się
zupełnie bezsilny; tak bezsilny, jak tylko może się czuć człowiek, który uprzytomni sobie, że
zawsze może iść z czasem naprzód, lecz nigdy go powstrzymać. Trwało to jednak krótko;
potem zrozumiałem, że człowiek, który chciałby powstrzymać czas, jest w takiej sytuacji,
jakby wsadził dłoń w górski strumień i czując jej drżenie, myślał, że tamą jest jego dłoń.
Mówiłem wtedy:
— Nie martw się, mamo! Wszystko będzie dobrze i będziesz mieć swój dom. Przecież
wiesz, że nikogo na świecie nie kocham bardziej od ciebie...

Okno 4
19 lipca 2008, 10:25

Podałem mu rękę. Usiadł na parapecie ze zręcznością małpki: pamiętam jeszcze krótki
błysk zachwytu w jego oczach. Lecz po chwili spostrzegłem, że nie patrzy już wcale na obraz:
rozglądał się bacznie po moim pokoju. Widziałem, jak gaśnie zachwyt na jego twarzy.
Zobaczyłem, że posmutniał: był teraz poważny i skupiony, jakby w ciągu tych chwil, kiedy
siedział na parapecie, przybyło mu wiele lat i troski. Bardzo długo milczał opuściwszy rudą
główkę. Potem rzekł:
—Wszędzie jest tak samo.
—Tak! — rzekłem. — Wszędzie jest tak samo.
—Nigdzie nie ma inaczej? — zapytał.
—Nie — odparłem.
—A gdyby tak bardzo daleko stąd? Też tak samo?
—Tak. Tam też są takie pokoje. Na całym świecie są takie pokoje. Świat to jest właśnie
kilka takich pokoi.
—To ja jeszcze zobaczę — rzekł.
Zeskoczył i uciekł. Następnego dnia wróciłem później do domu. Pierwsze, co zobaczyłem
wszedłszy do pokoju, to leżący pod oknem jakiś przedmiot. Podniosłem go; był to ów pałasz,
który budził moje zdumienie.
Lecz sam chłopczyk nie zajrzał do mnie już nigdy.

 

KONIEC