— Puff, paff.
Zgarbiony człowiek zasłonił oczy rękami i niezdarnie począł cofać się tyłem. W
drzwiach potknął się o próg i runął. Potem zerwał się nagle i uciekł nie zamykając nawet
drzwi. Wszyscy zachichotali.
— Jakiś dziwak — powiedziała kobieta.
— Nieczęsto się taki trafia w każdym razie.
— Może wariat?
— Diabli wiedzą.
— Mało wariatów chodzi po świecie? Podobno każdy jest w jakimś tam stopniu
zwariowany...
— Wiecie co robi wariat, kiedy chce zobaczyć nagą kobietę?
— No?
— Żeni się.
— Świntuch. Ale tamten nie wyglądał na wariata.
— Ci, co się żenią, także nie wyglądają.
— Jeśli jeszcze raz tak powiesz, to odejdę od was.
— W tym mieście nie znajdziesz innego towarzysza. Siłą rzeczy jesteś skazana na
nasze.
— O której przychodzi nasz pociąg?
— Jeszcze czas. O piątej. Boże, on znów przyszedł...
Wszyscy troje odwrócili głowy. Zgarbiony człowiek stał w drzwiach i rozglądał się bacznie, a
pierwsze co zauważyli to uśmiech, który nie znikł z jego twarzy. Stał bez ruchu kilka sekund;
kiedy zrozumiał, że nikt z obecnych nie ma zamiaru go wyrzucać, przeszedł wolno na środek
sali. Stanął obok jakiegoś stolika, gdzie siedziało liczne towarzystwo; ilość pustych butelek
stojących przed nimi świadczyła, że nie marnowali czasu od rana. Nikt nie zwrócił na niego
uwagi; stał wychylony jak bocian. W pewnym momencie wyciągnął rękę i dotknął ramienia
jednej z kobiet, przesunął po nim dłonią w sposób jakiś bardzo pieszczotliwy. Kobieta powoli
odwróciła głowę, lecz kiedy zobaczyła przed sobą obcego człowieka, krzyknęła i przytuliła
się do mężczyzny. Ten wstał purpurowy z pasji.
— Co jest, do jasnej cholery? — powiedział — Co jest, ty łobuzie? Co ty sobie
myślisz?... — zaczął się nagle krztusić ze złości i nie dokończył. Z całej siły uderzył
zgarbionego pięścią w usta.
Zgarbiony nie odsunął się i nie spojrzał nawet na mężczyznę. Oblizał krew z warg i w
dalszym ciągu patrzył na kobietę; trzymał przy tym uniesioną rękę, tak jakby raz jeszcze
chciał dotknąć jej ramienia. Ten uśmiech i gest rozjątrzył mężczyznę. Uderzył go teraz dwa
razy, o wiele silniej: raz w twarz, raz w żołądek. Zgarbiony zwinął się z bólu; wtedy
mężczyzna błyskawicznie kopnął go w twarz. Teraz dopiero zgarbiony rozciągnął się jak
długi.